Byłam w ogromnym zamku. Miałam na
sobie piękną fioletową suknię balową. Zeszłam wielkimi schodami w prost
do sali tronowej. Otworzyłam ogromne lazurowe drzwi, tam nie było ani
jednej żywej duszy. Miałam nadzieje że kogoś tam spotkam ale, był tam
tylko ogromny pięknie zdobiony tron, na nim leżała złota korona.
Chciałam z stamtąd jak najszybciej uciec, ale pokusa była zbyt silna.
Szybko podbiegłam do tronu i podniosłam koronę, złożyłam ją. Momentalnie
cały zamek stanął w płomieniach i towarzyszył mu krzyk, małego dziecka.
Krzyk zaczął się zasilać. Momentalnie się ocknęłam w swoim pokoju - Uff
to był tylko sen-. Otarłam oczy i zauważyłam łzy. Wstałam i podeszłam
do lustra. - Tak znowu się rozryczałam - powiedziałam. Wtedy usłyszałam
pukanie do drzwi - Panienko Kiro, za 5 minut będzie gotowa herbata -
powiedział Sebastian. - Dziękuję zaraz przyjdę - powiedziałam. - Przyśle
do panienki, panią Mey-Lin. Pomoże panience się przygotować -
powiedział. - W początku - odrzekłam. Zaczęłam czesać
włosy gdy nagle - Panienko - Mey - powiedziałam - Tak panienko, miałam pomóc panience się przygotować - powiedziała - Wejdź proszę - odparłam.
Mey weszła i pomogła mi się przygotować. Gdy byłam już gotowa, zeszłam w
dół po schodach ( Znowu schody. Po tym co mi się śniło miałam już
szczerze dość schodów ). Poszłam do jadalni, od razu widać było wielki
stół, a na jego drugim końcu siedział Ciel. - Przepraszam za spóźnienie -
powiedziałam - Nie szkodzi - powiedział. - Proszę usiąść panienko -
powiedział spokojnie Sebastian. Usiadłam naprzeciwko Ciela. Gdy
skończyłam jeść, nagle w całej posiadłości zabrzmiał dźwięk drzwi.
Brzmiało to tak jakby ktoś się dobijał do nich. Sebastian podszedł do
drzwi, i je otworzył, a tam stała. Niska złotowłosa dziewczyna, można
powiedzieć że moje totalne przeciwieństwo. - Witaj Sebastianie -
powiedziała charyzmatyczne z wielkim uśmiechem. - Kto to? Służba? Nie
wiedziałam ze Ciel kogoś zatrudnił - powiedziała ze zdziwieniem,
jednocześnie wskazują na mnie palcem. Od razu nie przypadła mi do gustu. - Panienko Elizabeth, oto
madame Kira - powiedział Sebastian patrząc na mnie swoim gadzim
spojrzeniem. ,, Madame ,, czy ja jestem aż taka stara??? No może jakieś
1 000 lat, ale to nie jest aż tak dużo. Chyba? Mniejsza z tym a wiec -
Miło cię poznać Elizabeth - powiedziałam z wrogością. - Mnie także, ale
możesz do mnie mówić Lizzy, będzie krócej. Myślę że zostaniemy
przyjaciółkami! - powiedziała patrząc mi głęboko w oczy. Od razu
zamarłam, wyobraziłam sobie tę psychopatkę, jako moją koleżankę. Od razu
pomyślałam ze ona chyba nie zrozumiała aluzji. Mówiąc ,, Miło cię
poznać ,, miałam na myśli co innego. - Będziesz mnie nazywać Lizzy, a ja
będę cię nazywać Kizzy. Będzie się rymowało. Tak słodko Lizzy Kizzy.
SWEET!!! - powiedziała Lizzy znów patrząc mi w oczy. Coraz bardziej się
jej boję. - Sebastianie a gdzie jest Cieluś? - powiedziała. - Panicz,
przebywa w gabinecie. Lepiej żeby panienka mu nie przeszkadzała -
powiedział Sebastian - A mogłabym się chociaż z nim przywitać? -
zapytała Lizzy. Nagle zrozumiałam wykorzystał mnie. Podsumujmy ostatni
raz widziałam go w jadalni, a wiec musiał się jakoś prześlizgnąć do
gabinetu. Wiedząc ze Sebastian jest po jego stronie, nie musiał się
martwić że będzie się użerać z Barbie ( Lizzy ). A za to Lizzy będzie
się znęcać nade mną. Niezłe zagranie. A więc wracając. - Ciel na pewno
się ucieszy ze go odwiedziłaś - powiedziałam fałszywie. - Naprawdę tak
myślisz? - zapytała. - Oczywiście - powiedziałam. Momentalnie Lizzy
zaczęła biec w stronę gabinetu. Gdy dobiegła do drzwi, wyskoczyła do
pomieszczenia, można było usłyszeć krzyk Ciela. Od razu podbiegłam do
drzwi gabinetu. Zerknęłam do środka. A w środku po środku ( łał rymuje
się ). A więc w środku wielkiego pokoju było biurko, a za nim siedział
Ciel na wielkim skórzanym krześle, a na biurku oprócz książek siedziała
Lizzy przytulna do niego. O mało co nie zemdlałam. Z kogo ona się uważa
pomyślałam. Od razu się odwróciłam i udałam się do swojego pokoju. -
Panienko Kiro... - powiedział Sebastian - Głowa mnie boli, pójdę
odpocząć. - przerwałam mu i poszłam dalej. Jak doszłam do pokoju
zaczęłam gadać do siebie jak jakaś świruska. - Pojawiła się bez
zapowiedzi, niby jest dobrze wychowana, ale od kiedy skacze się po czyjś
zbiórkach jak jakaś małpa!!!- mówiłam.
Kiedy się uspokoiłam zrozumiałam. Wszystko zwalam na Lizzy, a sama nie
jestem lepsza. To ja na Hama wepchnęłam się do posiadłości. To ja
próbuję udawać kogoś kim nie jestem. ( O Boże!!! Mówię o swoich
uczuciach. Nienawidzę kiedy tak mówię. Współczuje że musicie czytać takie
głupoty. Zupełnie jakbym pisała do swojego pamiętnika, czy coś takiego.
Nie odpowiadajcie mi jak to wygląda kiedy tu pisze :-S. Kończę za bardzo
się rozpisałam ). Kiedy skończyłam się nad sobą użalać, zrozumiałam (
Tak w moim przypadku będę dużo rzeczy próbowała zrozumieć ) powtórka
zrozumiałam że jestem zazdrosna o ... Zeszłam na dół, minęłam po drodze
Barta, Mey-Lin i Rina ( To Finniam jakby ktoś nie zrozumiał niech cofnie
się do wprowadzenia ) po ich minach można było zrozumieć że coś knują.
Gdy przechodził obok mnie Bart zauważyłam że wydała mu kartka, a na niej
było napisane tak :
-----------------------------------------------------------------------------
Menu
Deser
Wymyślone przeze mnie ciasto ,, BUM BUM ,,
-----------------------------------------------------------------------------
Zapowiada
się wybuch. Nastał już prawie czas deseru ( było tak nudno że
pominęłam ). Postanowiłam nie chować urazy do Lizzy. Siedziałam przy
stole ( Nie przeciwko Ciela, bo Lizzy musiała tam usiąść. Ja za to
musiałam usiąść obok niej ). Kiedy skończyłam jeść drugie danie czekałam
na BUM BUM. Pomyśleć że Sebastian się na to zgodził. Wszedł Bart w
rękach trzymał ogromne płonące ciasto. - Ono płonie - krzyknęła Lizzy,
za to Ciel patrzył jak zwykle bez jakiej kol wiek ekscytacji. Bart
zadowolony ze swojego arcydzieła, wziął w ręce noże. Powoli czubkiem
noża zbliżał się do ciasta. Powolutku, powolutku, już prawie. Leciutko zanurzył czubek w cieście. Już pomyślałam że wybuchnie ale chyba się
myliłam. Pierwszy kawałek dostała Lizzy. Naprawdę miałam ochotę na BUM
BUM. Po chwili usłyszałam oczekiwane BUM. Odwróciłam się i zobaczyłam
Lizzy całą w cieście. O mało co nie wybuchłam śmiechem,
nawet Ciel zrobił podobny do uśmiechu grymas. Lizzy się rozpłakała. Tak właśnie się skończył dzisiejszy dzień.
------------------------------------------------------------------------
Dziękuję
wszystkim za uwagę. Mam nadzieję że się podobało za wszystkie błędy
przepraszam. Jak było widać trochę się rozpisałam. Serdeczne dzięki dla
tych którzy przeczytali do końca. Proszę o komentarze.
Już wiem, że pokocham ten blog. Super, że aż za super. Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Nanamiś :)